niedziela, 19 stycznia 2014

sound of the dinner

Jedzenie może być zabawą :) Czasem, gdy mam ochotę na poprawę humoru, a inne środki zawodzą, zaczynam bawić się jedzeniem. Nie, nie, nie rzucam ciastkami w znajomych (pozdrowienia dla Piotrka :P)
Wchodzę do kuchni, otwieram lodówkę i zastanawiam się w co się dzisiaj pobawić...

W grę wchodzi smak, zapach, czas zabawy ... lub tak jak dziś kolory i dźwięki, które mi towarzyszyły w kuchni :D

Efekt dzisiejszej zabawy dźwiękiem i kolorem wyglądał tak:


Zielony: szpinak gotowany z dodatkiem czosnku
Żółty: ryż z kurkumą, sosem curry i kukurydzą
Czerwony: po prostu pomidor :P

Wykonanie banalne, ale zabawy co niemiara!

Kinga


piątek, 3 stycznia 2014

wszedzie dobrze...

...ale w domu najlepiej!  Tak więc piszę dziś, siedząc przy swoim biurku w swoim domu. 

Jak to mówią "święta i po świętach". Nie będę chwalić się zdjęciami wigilijnego stołu, bo po pierwsze w tym roku wyjątkowo takowych nie posiadam, po drugie nie gościło na nim zbyt wiele wegetariańskich potraw. Poza dwoma sałatkami, pierogami z kapustą i barszczem, wszystko zawierało rybę. Być może któregoś dnia jakimś cudem rodzina przejdzie na zieloną stronę... Nie mniej jednak polecić mogę sałatkę, którą uwielbiam. W oryginalnej wersji była ze śledziem, ale okazało się, że jakby usunąć biedną rybkę to smakiem i tak nie pozostawia za wiele do życzenia, ponieważ składa się z ziemniaków, śliwek suszonych, cebuli, orzechów włoskich i majonezu. Jakie to proste, a jak bardzo moje kubki smakowe szaleją z radości przy tym połączeniu...

Ostatnio będąc w Rossmanie odkryłam "półkę bio" (bo tak ją sobie nazwałam). Znajdowały się na niej różne batoniki, kasze, makarony, a moją uwagę zwróciło opakowanie zawierające gotową mieszankę do wegetariańskich kotlecików.




Zakupiłam orkiszowe. Cena bardzo przystępna (z tego co pamiętam około 5 zł), a jakby do tego zrobić sałatkę z pomidorkiem to dwie osoby spokojnie się najedzą :) Wystarczy je tylko zalać wrzącą wodą, zamieszać, odstawić na kilka minut, a potem uformować płaskie kulki i usmażyć. Jak dla mnie w smaku nie pozostawiają nic do życzenia, są bardzo dobrze przyprawione - no i naturalnie. Po usmażeniu prezentują się tak:



Jednak z przyjemnością robię swoje własne kotleciki. Przecież można je zrobić z prawie wszystkiego. Robiłam już z kaszy gryczanej, z ryżu, z kuskusu, wczoraj "na patelnię" poszły z kaszy jęczmiennej.

składniki:
1 saszetka kaszy jęczmiennej
1 awokado
kawałeczek czerwonej papryki
3 duże ząbki czosnku
1 jajko
1 łyżka posiekanego czosnku niedźwiedziego (mamunia miała zamrożony...)
1 łyżka posiekanego koperku
1 szklanka zmielonych płatków owsianych
1 łyżka mąki
sól i pieprz do smaku
bułka tarta do obtoczenia i olej do smażenia

Kaszę ugotowałam wg instrukcji na opakowaniu i ostudziłam. Awokado, idealnie miękkie, rozdrobiłam widelcem w miseczce. Dodałam pokrojoną w drobną kosteczkę paprykę, czosnek niedźwiedzi, koperek, sól, pieprz, wcisnęłam ząbki czosnku i wbiłam jajko i kaszę. Wymieszałam dokładnie. Wsypałam płatki owsiane, po czym odczekałam 10 minut aż masa zgęstnieje. Z przykrością stwierdzam, że idealnie nie zgęstniała, ale łyżka mąki załatwiła sprawę ;)
Z gotowej masy formowałam kotleciki i smażyłam na rozgrzanym oleju. Jak zawsze pyszne, dlaczego? Bo robione samemu! :) Podane z rukolą, pomidorem i dressingiem.


Hitem dzisiejszego dnia była zupa. Tak, zupa. Wczoraj powiedziałam do mamy "kurcze, mamuś, chodzi za mną pomidorówka, taka zwyczajna" (naturalnie mając na myśli taką bez mięsa). Niestety, albo raczej "stety", na normalnej się nie skończyło :D I dobrze, bo zupa, którą dzisiaj zrobiłam na pewno na długo zagości w moim menu. Nazwałam ją zupą kukurydziano-pomidorową na mleku kokosowym.

składniki:
2 puszki kukurydzy
2 puszki pomidorów
2 duże cebule
2 główki czosnku (tak, główki, nie ząbki :)
1,5 selera
1 korzeń pietruszki
1 por
natka pietruszki (cały pęczek)
4 duże marchewki
łyżka koncentratu pomidorowego
mleko kokosowe (u mnie 250 ml)
2 kostki warzywne 
łyżeczka curry
kopiasta łyżka kurkumy
5 listków laurowych
3 łyżki oliwy
sól, pieprz do smaku

Obieramy wszystkie warzywa. Marchewkę pokroiłam w talarki, selera w pół plasterki, pietruszkę tylko na pół. Cebulę w kość duża kostkę, ząbki czosnku tylko na pół, a pora obrałam z brzydkich liści i umyłam, nie krojąc. 
Do garnka wrzuciłam marchew, natkę pietruszki, selera, korzeń pietruszki,  JEDNĄ puszkę kukurydzy, liście laurowe i kurkumę. Gotowałam na małym ogniu. W między czasie w garnuszku na oliwie podsmażyłam cebulę z czosnkiem i dodałam do gotującego się bulionu. 
Zmiksowałam dwie puszki pomidorów z drugą puszką kukurydzy i koncentratem pomidorowym.
Gdy mój bulion był gotowy (warzywa mięciutkie, piękny zapaszek), dolałam do niego miks pomidorowy. Doprowadziłam wszystko znów do wrzenia i gotowałam przez około pięć minut. Na koniec sypnęłam curry, wlałam mleko kokosowe i zamieszałam. Zupkę podałam z ryżem.

Szczerze mówiąc przez pół dnia chodziłam zadowolona z siebie, bo okazało się, że akurat takiego smaku od dawna mi brakowało...



Smacznego!
Karolina