Jak to mówią "święta i po świętach". Nie będę chwalić się zdjęciami wigilijnego stołu, bo po pierwsze w tym roku wyjątkowo takowych nie posiadam, po drugie nie gościło na nim zbyt wiele wegetariańskich potraw. Poza dwoma sałatkami, pierogami z kapustą i barszczem, wszystko zawierało rybę. Być może któregoś dnia jakimś cudem rodzina przejdzie na zieloną stronę... Nie mniej jednak polecić mogę sałatkę, którą uwielbiam. W oryginalnej wersji była ze śledziem, ale okazało się, że jakby usunąć biedną rybkę to smakiem i tak nie pozostawia za wiele do życzenia, ponieważ składa się z ziemniaków, śliwek suszonych, cebuli, orzechów włoskich i majonezu. Jakie to proste, a jak bardzo moje kubki smakowe szaleją z radości przy tym połączeniu...
Ostatnio będąc w Rossmanie odkryłam "półkę bio" (bo tak ją sobie nazwałam). Znajdowały się na niej różne batoniki, kasze, makarony, a moją uwagę zwróciło opakowanie zawierające gotową mieszankę do wegetariańskich kotlecików.
Jednak z przyjemnością robię swoje własne kotleciki. Przecież można je zrobić z prawie wszystkiego. Robiłam już z kaszy gryczanej, z ryżu, z kuskusu, wczoraj "na patelnię" poszły z kaszy jęczmiennej.
składniki:
1 saszetka kaszy jęczmiennej
1 awokado
kawałeczek czerwonej papryki
3 duże ząbki czosnku
1 jajko
1 łyżka posiekanego czosnku niedźwiedziego (mamunia miała zamrożony...)
1 łyżka posiekanego koperku
1 szklanka zmielonych płatków owsianych
1 łyżka mąki
sól i pieprz do smaku
bułka tarta do obtoczenia i olej do smażenia
Kaszę ugotowałam wg instrukcji na opakowaniu i ostudziłam. Awokado, idealnie miękkie, rozdrobiłam widelcem w miseczce. Dodałam pokrojoną w drobną kosteczkę paprykę, czosnek niedźwiedzi, koperek, sól, pieprz, wcisnęłam ząbki czosnku i wbiłam jajko i kaszę. Wymieszałam dokładnie. Wsypałam płatki owsiane, po czym odczekałam 10 minut aż masa zgęstnieje. Z przykrością stwierdzam, że idealnie nie zgęstniała, ale łyżka mąki załatwiła sprawę ;)
Z gotowej masy formowałam kotleciki i smażyłam na rozgrzanym oleju. Jak zawsze pyszne, dlaczego? Bo robione samemu! :) Podane z rukolą, pomidorem i dressingiem.
składniki:
2 puszki kukurydzy
2 puszki pomidorów
2 duże cebule
2 główki czosnku (tak, główki, nie ząbki :)
1,5 selera
1 korzeń pietruszki
1 por
natka pietruszki (cały pęczek)
4 duże marchewki
łyżka koncentratu pomidorowego
mleko kokosowe (u mnie 250 ml)
2 kostki warzywne
łyżeczka curry
kopiasta łyżka kurkumy
5 listków laurowych
3 łyżki oliwy
sól, pieprz do smaku
Obieramy wszystkie warzywa. Marchewkę pokroiłam w talarki, selera w pół plasterki, pietruszkę tylko na pół. Cebulę w kość duża kostkę, ząbki czosnku tylko na pół, a pora obrałam z brzydkich liści i umyłam, nie krojąc.
Do garnka wrzuciłam marchew, natkę pietruszki, selera, korzeń pietruszki, JEDNĄ puszkę kukurydzy, liście laurowe i kurkumę. Gotowałam na małym ogniu. W między czasie w garnuszku na oliwie podsmażyłam cebulę z czosnkiem i dodałam do gotującego się bulionu.
Zmiksowałam dwie puszki pomidorów z drugą puszką kukurydzy i koncentratem pomidorowym.
Gdy mój bulion był gotowy (warzywa mięciutkie, piękny zapaszek), dolałam do niego miks pomidorowy. Doprowadziłam wszystko znów do wrzenia i gotowałam przez około pięć minut. Na koniec sypnęłam curry, wlałam mleko kokosowe i zamieszałam. Zupkę podałam z ryżem.
Szczerze mówiąc przez pół dnia chodziłam zadowolona z siebie, bo okazało się, że akurat takiego smaku od dawna mi brakowało...
Smacznego!
Karolina
Takiego cuda w rossmanie nie widziałam ! Muszę zerkną na tę ''półkę BIO'' jak to nazwałaś i zakupić ;)
OdpowiedzUsuńO tak, też lubię czasami sięgnąć po te kotleciki z rossmana! Poza tym zaintrygowały mnie składniki sałatki śledziowej bez śledzia, nie wpadłabym na pomysł połączenia śliwek suszonych z majonezem ;)
OdpowiedzUsuń